Jak zapowiedziałam od rana zabrałam się za kończenie firanki... delikatnie mówiąc - było ciężko. A to lamówka mi się nie układała, a to musiałam poprawiać, podszywać, a to się nitka zerwała, a to w bębenku skończyła w samym środku pracy... ale najgorsze dopiero miało nadejść. Niczym tragiczna samospełniająca się przepowiednia zbliżała się do mnie totalna masakra. Niczego nie świadoma przyszywałam sobie w najlepsze taśmę myśląc już o materiałach dla dzieci czekających na mnie w pudełeczku, o turkusowych niciach w ogromnej szpulce, i o milionie innych przyjemniejszych spraw niż... PRUCIE! Cholerne, znienawidzone prucie dopadło mnie pod koniec mojej męki z firanką i to w zakresie ogromnym, przeogromnym, bo musiałam wypruć prawie całą taśmę.. z 5m firany!
A zaczęło się tak: podwinęłam sobie końcówkę taśmy i przeszyłam. Och! Jak ślicznie wyszło tym razem. Zadowolona obejrzałam sobie zakończenie z obu stron, bo rzeczywiście było wprost idealnie (a że ja jestem dosyć mocno samokrytyczna, to idealnie rzadko mi coś wychodzi). Skoro tak idealnie się zaczęło, to dalej będzie już z górki - przyszywałam sobie radośnie zostawiając 3cm kryzę celem osłonięcia żabek, i gdy dotarłam już niemal go końca połapałam się, że nie sprawdziłam z której strony jest taśma na żabki.. i była oczywiście z tej drugiej :) Ileż brzydkich słów... to się nawet nie godzi powtarzać. Dobrze, że woal jakoś zniósł te moje nerwowe zabiegi i po naszyciu taśmy "do góry nogami" czyli prawidłowo (po uprzednim spruciu kilometra nici), firana została ukończona :)
Dziś Mała Mi została w domku, bo mają przerwę świąteczną także ja mam domowe przedszkole.. będziemy piec ciasteczka, uczyć się angielskich słówek (Mała Mi jest w tę zabawę świetna!), zabawiać Żuczka, pójdziemy na spacerek, zjemy po suchym rogalu z piekarni i wrócimy w ostatniej chwili przed powrotem tatusia.. oczywiście z obiadem się już nie wyrobiwszy :)
Do realizacji planu... gotowi... START!
PS:
Mała Mi: A my się pocałowaliśmy z Kubusiem w przedszkolu.. w Biedronkach!
Tatuś: Taaaak?! :O I co potem było?!
Mała Mi: Potem oboje powiedzieliśmy FUJ!!!
PPS:
Jeszcze dokładam fotki wieczorne naszej choineczki. Wiem, wiem - obiecałam już nie wracać do tematu, ale.. nie mogłam się powstrzymać :D
PPPS:
I jeszcze foto ze świątecznych kąpieli Baleronka :) Wygląda na zadowolonego z wizyty w spa :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz